czwartek, 30 lipca 2015

Sies - Zawsze będę


*Ludmiła*

Zapłakana wchodzę do mieszkania i kieruję się prosto do kuchni, żeby zaparzyć sobie melisę.
Zawsze kiedy jestem smutna lub jestem zdenerwowana muszę wypić herbatę. W błyskawicznym tempie znajduję ją. Otwieram szafkę obok i wyjmuje duży kubek, który dostałam od Federico w tamtym roku na urodziny. 
Odkręcam kurek, biorę czajnik elektryczny i nalewam wystarczającą ilość wody.
Nie tak wyobrażałam sobie moją rozmowę z Francescą. 
Miałam Jej wszystko wygarnąć. Być dla Niej oschła i przede wszystkim nie płakać, ale coś we mnie pękło jak Ją zobaczyłam. Czułam się dziwnie. Tak jakby było mi smutno? Nie, to niemożliwe..
Ona Nas skrzywdziła jak mogłoby mi być Jej szkoda?
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk czajnika, więc wzięłam go i nalałam wody do kubka.
Poszłam do salonu i usiadłam na sofie opatulając się kocem.
Wcześniej oczywiście zabrałam go Leonowi. Odstawiłam kubek z herbatą i spojrzałam w stronę śpiącego brata.
Tak bardzo się o niego boję. Boję się, że to wszystko powróci..
Kocham Go najmocniej na świecie i nie chcę, żeby coś mu się stało.
W końcu jest moim bratem.
- Bądź silny Leon. Już niedługo wszystko będzie dobrze. Już nigdy więcej nikt Nas nie skrzywdzi. Dopilnuję tego. - powiedziałam tak jakby bardziej do siebie.
Kiedy chciałam sięgnąć po herbatę moją uwagę przykuło opakowanie po tabletkach uspokajających. Biorę je szybko do ręki i sprawdzam zawartość. Jest pusta. Szybko patrzę na Leona i szarpię go za ramiona, żeby się obudził. Jednak nic z tego. Czuję łzy, które spływają po moich policzkach.
Kompletnie nie wiem co mam teraz robić..
- Leon! Obudź się! Wstawaj! - jestem zdruzgotana. Dlaczego On mi to robi?




*Federico*

Nie jestem w stanie opisać jak się teraz czuje. Straciłem właśnie przyjaciela, dla którego skoczyłbym w ogień, a On kurwa tak się mi odwdzięcza? Kończy przyjaźń i grozi? To nie tak powinno wyglądać.  Zamiast pogadać jak normalni "mężczyźni" Diego odpierdala taką akcję. Miał prawo być wkurwiony, bo w końcu "uderzyłem" jego dziewczynę, ale mogliśmy normalnie to załatwić. Usiąść i pogadać na spokojnie.
No, ale wielki pan Diego musi popisać się przed swoją laską i pokazać jaki to z niego maczo. 
Może Francesca ustawi Go do pionu. W końcu to Jego pierwsza prawdziwa miłość.. Nie wiem po co komu ta cała pieprzona miłość! Mam jej dość. Tylko przez nią problemy..
Tak, jestem singlem i dobrze mi z tym. Nie jest mi potrzebna do szczęścia dziewczyna. Mam przyjaciółkę i Ona mi wystarczy. Właśnie dlatego do Niej idę. Muszę wszystko Jej powiedzieć. 
Dzwonię dzwonkiem i odpowiada mi głucha cisza. Czyżby Lu ani Leo nie było w domu? Niemożliwe. Oni zawsze są. "Jako jedyni mnie nie zostawili" - myślę.
Wykonuję czynność ponownie i nic. Bez zastanowienia wchodzę do domu i widok Ludmiły nad Leonem krzyczącej "Leon!", "Obudź się!", "Wstawaj!" wcale nie jest fajne. 
W błyskawicznym tempie podbiegam do zrozpaczonej dziewczyny próbuję uspokoić, ale to na nic. Ludmiła wyrywa się klęka przy Leonie i z wielką siłą trzęsie Go za ramiona. Podchodzę do Lu zabieram ręce i mocno trzymam. Kiedy się już trochę uspokaja podnoszę Ją delikatnie i usadawiam na fotelu. W bezpiecznej odległości od brata przyjaciółki. 
- Ludmiła!Lu!Ludmi! - krzyczę do dziewczyny, a ta tylko mruczy coś pod nosem. - Powiedz co się stało. - mówię spokojnie choć w środku jestem bardzo zaniepokojony. 
Ludmiła podnosi głowę, patrzy w moje oczy i mówi:
- Przyszłam do domu.. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam koło Leona. - przełknęła ślinę i kontynuowała dalej - Wtedy zauważyłam puste opakowanie tabletek uspokajających. - po wypowiedzeniu tych słów Lu wybuchnęła płaczem i mocno się do mnie przytuliła. 
- A Ty po co przyszedłeś? - nie chciałem teraz zadręczać Jej moimi problemami. Będziemy mieli jeszcze dużo czasu, żeby o tym porozmawiać.
- Chciałem zobaczyć jak tam u Was. - Ludmiła wzdycha i spogląda na Leona. Muszę coś z tym zrobić. Nie mogę tak bezczynnie siedzieć i patrzeć jak Lu cierpi, a Leon nie wiadomo czy żyje..
- Ludmi, Ty tu chwilę na mnie poczekaj, dobrze? - łapię dziewczynę za ramiona i mówię powoli jak do dziecka. - Nie ruszaj się stąd. - Ludmiła kiwa głową na "tak", a ja podnoszę się i kieruję się w stronę nieprzytomnego przyjaciela. Szturcham Go za ramię, ale bez rezultatu.
Przecieram twarz dłońmi i kompletnie nie wiem co mam robić dalej.
- Fede, idioto może byś tak sprawdził czy oddycha.
- Właśnie miałem to zrobić. - patrze w stronę Lu i mówię bardzo przekonującym głosem, a Ona tylko prycha.
Postanowiłem zrobić to o czym SAM pomyślałem. Przykładam policzek do ust Leona. Liczę do dziesięciu i uważnie obserwuję klatkę piersiową. Czuję ciepły oddech na policzku co oznacza, że Leon oddycha. Spoglądam jeszcze klatkę piersiową, która się unosi.
- Żyję - odwracam się w stronę Lu. - Dzwoń po karetkę. - Ludmiła szybko się podnosi i sięga po telefon. Poprosiła mnie, żebym został, a Ona pójdzie zadzwonić. Siadam na podłodze koło łóżka i głośno wzdycham. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień, a to dopiero początek..
Po kilku minutach przy mnie zjawia się Lu. Siada koło mnie i patrzy przed siebie. Odwracam głowę do Niej i się przyglądam, że Ona ma jeszcze do tego wszystkiego siłę, ale jest silna. Poradzi sobie. Odczuwam chęć przytulenia Ludmi, więc obejmuję Ją ramieniem, a dziewczyna po sekundzie wtula się we mnie.
- Fede, a co jeśli On się nie obudzi? - Ludmiła patrzy na mnie wzrokiem pełnym bólu i smutku.
- Będzie dobrze. - Posyłam Jej wymuszony uśmiech. - Musi.. - mówię już nieco ciszej.
Po chwili po domu roznosi się dźwięk dzwonka. Ludmiła szybko wstaje i otwiera drzwi. Przez nie wchodzi dwóch mężczyzn z noszami. Pytają się gdzie jest Leo, a Lu wskazuję im na kanapę. Rozkładają nosze i kładą na nie Leona.
- Możemy jechać z Wami? - Pyta Lu.
- Nie to nie jest najlepszy pomysł - powiedział jeden z nich. - Będzie lepiej jeśli państwo pojadą za Nami. - kiwam głową na znak zrozumienia.
Nie przyjechałem samochodem dlatego dzwonie po taksówkę. Ludmiła poszła jeszcze do łazienki, a ja myślę dlaczego to akurat nam się to przytrafiło? Dlaczego nie możemy żyć jak normalni nastolatkowie? Mamy dopiero siedemnaście lat, a nieźle życie dało nam w kość.
- Idziemy?
- Tak, jasne. - odpowiadam dziewczynie.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do taksówki, która już na Nas czekała.
Usiadłem z Lu z tyłu i dopiero wtedy zauważyłem, że nasze ręce są razem splecione. Spojrzałem na nie i mimowolnie się uśmiechnąłem.
Po chwili zauważyłem, że Lu się mi przygląda. Podniosłem głowę i dopiero teraz widzę jakie Ona ma piękne oczy.
- Dziękuję, że tu ze mną jesteś Fede. To dla mnie dużo znaczy. - Mówi i daje mi całusa w policzek.
- Zawsze będę.



♥ ♥ ♥ ♥
No hej! 
Ogromnie Was przepraszam! Wiem, że rozdziały miały pojawiać się częściej, ale właśnie niedawno się przeprowadziłam i to do innego kraju i to wszystko jest dla mnie jeszcze nowe i przede wszystkim trudne :)
Myślę, że zrozumiecie :* 
Ale postaram się dodawać rozdziały częściej, ale nic nie obiecuję <3
Kocham i pozdrawiam,
Wiktoria <3
Ps. Zapraszam do zakładki "Zapytaj bohatera" ;)
♥ ♥ ♥ ♥